Oda do kotleta – czyli jak namówić milusińskich do warzyw i ryby 🙂
Mission impossibile – wydawać by się mogło. Bułę to jeszcze połkną ( pieczywo super żyto na
zakwasie of course ) ale ryba, ale warzywa? O nieeeeee! Będą pluć dalej niż widzą. A ty stoisz
droga matko – polko nad palnikiem i wymyślasz jak im tu urozmaicić…jak im tu przemycić
zielone…..A oni plują! A Ciebie szlak jasny trafia. I niby dzieci intuicyjnie wiedzą najlepiej co im
służy ale jak z obiadu zjedzą same ziemniaki to Cię trafia. Tak jest?
No to teraz trochę teorii. Dzieci uwielbiają mono-diety. Az polskiego na nasze to żyją i mają się
dobrze jak w koło na około zjadają kilka potraw. I nam się wydaje, że to jakiś skandal ale one tak
mają. A mają bo kształtują smaki ( niejadek i lama plująca to zazwyczaj etap 2 – 4 r.ż ) albo
wiedzą co im służy a co nie. I jedzą wszystko osobno: najpierw jedno, potem drugie. Nie
łączą….zobaczcie jakie to mądre co Mądre bo być może tak im się łatwiej trawi. Więc jak twój
najmłodszy kreci nosem na jajko i stanowczo mówi NIE to daj mu spokój i nie ładuj jajka –
przemytnika gdzie indziej. On wie lepiej. SERIO. A do tego dochodzi sprawstwo – czyli samo
stanowienie i decydowanie o tym kiedy jestem najedzony, kiedy i co zjem ble, ble, ble a takie
ważne.
No ale nie o tym dziś. Dziś o tym, że nastałam się nad garem aby przygotować im rybkę – ponoć
nawet pyszną. No i o ile starszak zjadł i się oblizał to młodszak zjadł….frytki zjadł. A i ryba
została na drugi dzień – więc myślę sobie co tu zrobić aby zjedli znowu. No i wymyśliłam
burgera.
Achaaaa! Poszło! Bułę „wycięłam” z chlebka ( kubkiem ). Do środka majonez wegański i
uwaga…..liść sałaty, trochę kiszonego ogóra, plaster pomidora, ser wegański, trochę ketchupu i
BINGO! Ryba poszła do brzucha, warzywa poszły a ja czułam się BOGIEM! Ach!
No to teraz o warzywach…..nie ma co ściemniać. Służą nam! ( to mówi prawie weganka ). Służą!
Szczególnie te sezonowe, młode, nie pędzone! To tego zielone! Ach – pełne wszystkiego. Dzieci
nie pałają do nich taką miłością bezwzględną ale wiecie co…..warto im proponować! Nawet jeśli
przez dwa lata zjesz za nich. Na naszych talerzykach zawsze jest trochę warzyw. Młodszy
powochą, pougniata i wyrzuci ale starszy ma już ten etap za sobą i sam prosi o pomidorka czy
rzodkieweczkę. Po 2 latach proponowania i codziennych spotkań Oli je warzywka. A co jeśli
nawet nie chce spróbować? Ja zawsze robię tak: proponuję aby spróbował gryza a jak mu nie
będzie pasowało to odłoży. U nas działa.